Jak się okazuje, nawet czarownica może być dobrą ciocią. Nowy maluszek w "rodzinie" to malutka Ari. Przybyła z lumpeksu, jak zwykle, bo żal było zostawić. Ostatnio zdobyłam dla niej ładną sukieneczkę, którą trzeba było trochę zwęzić.
Angela ma prawdziwą zagwozdkę, bo choć ma w komnacie mnóstwo ksiąg, to takiej z bajkami ani jednej. Trzeba będzie improwizować.
Ostatnio znowu robię miniaturki. Wygląda na to, że duża dawka witaminy B poskutkowała i moje ręce są w miarę sprawne.
Powstają nie tylko nowe książki, ale założyłam prawdziwą manufakturę "porcelany". Robię talerze z samoutwardzalnej glinki i ozdabiam je wydrukami oraz kalkomanią.
Niebieska porcelana w stylu holenderskim i angielskim, a nawet z Bolesławca.
Świąteczne talerzyki z wydruków.
Talerzyki ze złotymi zdobieniami kalkomanią na paznokcie.
Brak długich zapałek kominkowych przystopował prace nad obrazami, no i czekam na ramki. Wyszły trochę za małe i trzeba zrobić inne.
Pozdrawiam wszystkich cieplutko ♥