Giełdowe kartony, wypełnione po brzegi
brudnymi rupieciami. Obtłuczone talerze walczą o lepsze z wyszczerbioną lampką
nocną, albo popsutym zegarem. Brudne, lepiące się wprost od brudu szpargały, a
wśród nich czasem błyśnie perła.
I jest. Marin Chiclana. Nawet
czyściutka, tylko – łysa! Szkoda, że nie
ma włosów – mówię. - Bo po chemioterapii – odpowiada „dowcipnie” właściciel
gratów.
Odkładam lalkę, a właściciel
kontynuuje – Weź pani, chociaż z litości. Z litości? – mówię i wygrzebuję
jeszcze jedno, brudne tym razem, nieszczęście. Dobrze, wezmę te dwie po
złotówce, zgoda? Facet wyraża aprobatę i lalki lądują w mojej torbie.
Marin Chiclana
Znane na całym świecie lalki Marin Chiclana wzięły swoją
nazwę od twórcy - José Marín Verdugo (1903/84), oraz nazwy miejscowości Chiclana
de la Frontera,
w hiszpańskiej Andaluzji. Fabryka istnieje od 1928 r., dziś prowadzi ją córka
twórcy – Ana Marin. Pierwsze lalki miały twarze wykonane z gliny, dziś wytwarza
się zarówno plastikowe, jak i porcelanowe. Produkcja oparta jest o pracę
rzemieślniczą na wysokim poziomie, zatrudniane są kobiety o zdolnościach
artystycznych. Na początku lalki były przedstawiane w andaluzyjskich strojach
do flamenco, później zaczęto też wykonywać stroje z różnych regionów Hiszpanii
i stroje historyczne. Wszystkie lalki Marin Chiclana mają piękne uśmiechnięte twarze, spojrzenie skierowane
w bok i bardzo małe, ale
niezwykle szczegółowe i skomplikowane akcesoria, w tym biżuteria, gitary, kastaniety, tradycyjny grzebienie (peinetas) i wspaniałe koronkowe mantyle. Męscy tancerze i matadorzy mają jeszcze najwięcej szczegółów od swoich żeńskich odpowiedników.
niezwykle szczegółowe i skomplikowane akcesoria, w tym biżuteria, gitary, kastaniety, tradycyjny grzebienie (peinetas) i wspaniałe koronkowe mantyle. Męscy tancerze i matadorzy mają jeszcze najwięcej szczegółów od swoich żeńskich odpowiedników.
Od 1997 r. przy fabryce istnieje muzeum, gromadzące
egzemplarze , jak i prototypy, i formy do ich wytwarzania. Firma zdobyła wiele
nagród i medali za swoje lalki. W tym na Światowej Wystawie Lalek w Krakowie.
Lalka
dostała na imię Carmen i wstążeczkową, czarną perukę. Strój pochodzi
prawdopodobnie z Wysp Kanaryjskich.
Druga
laleczka przedstawiała Czerwonego Kapturka. Niestety stroju nie dało się
uratować.
Kiedy ją
rozebrałam na pleckach zobaczyłam trójkąt z napisem ARI i numer 3388. Dopiero
teraz skojarzyłam charakterystyczne czerwone buciki i białe skarpetki. To moja pierwsza ARI. Niestety prawa rączka jest przedziurawiona,
bo tkwił w niej bukiecik kwiatów. Buzia też jest odbarwiona. Dostała sukienkę
od Simby i nowe imię Ada.