Wyrok brzmiał – Dożywocie! I żeby tylko
w pudle. Ale nawet w lochu!
Parka z Teneryfy miała więcej szczęścia
bo wyszła po 23 latach, ale biedna Ari odsiedziała w pudle i ciemnej piwnicy
chyba ze czterdzieści. Przez jakieś dwa lata po kupieniu stała na kredensie,
przestawiana z kąta w kąt. Pamiątka z wycieczki. Potem bezceremonialnie
zapakowano ja do jakiegoś pudła i wyniesiono do piwnicy.
I nagle cudowne słowo Amnestia! Koniec
odbywania kary pudła i piwnicy. Prawa człowieka objęły także lalki.
Pudło miało jednak pewną zaletę.
Uwolnione lalki wyglądają jak nowe. Stroje są czyściutkie.
Oto Fryda, dalej zwana Frytką. Ma 10 cm wzrostu. Jest cała
gumowa. Rączki i nóżki ruchome, główka odlana z korpusem. Włosy ma wmoldowane,
krótkie brązowe. Butki czarne, namalowane. Na plecach trójkąt z napisem ARI
oraz numer 327. Ubrana w stylizowany strój ludowy. Czerwona plisowana
spódniczka, czarny fartuszek, biała bluzka, czerwona chustka.
Frytka
przez czterdzieści lat przebywała w swojej tubie.
Okazało się, że Frytka jest panną z Moraw. Wyprodukowała ją spółdzielnia Lidova Tvorba.
Teraz przedstawię Wam parę z Teneryfy –
Antonio i Lucinda. Mierzą około15 cm. Wykonane z twardego plastiku. Nogi maja w
kolorze białym. Mają zamykane oczka.
Lalki
pochodzą z 1990 r., ale takie same w innych strojach spotkałam z lat 60 i
70tych.
Antonio ma wmoldowane włosy. Bardzo ładne ubranko z
cienkiego filcu. Czarne spodnie, czerwona kamizelę i czarny kapelusz. Białą
koszulę i zielona torbę.
Lucinda
ma białą bluzkę, czerwony gorset, pasiasta spódnicę, biały fartuszek.
Żółty szal i malutki słomiany kapelusik.
I jeszcze, jakieś dziwne ustrojstwo na ramieniu. Lucinda ma peruczkę z
warkoczykami.
Obie lalki mają czarne gumowe buciki z
oznaczeniem na podeszwie M 14
O ile Frytka na pudełku nie ma żadnej
metki, to parka i owszem . Napis głosi, że importerem (skąd?) jest firma
HISPANO GEEBEE S.L. N.I.F. B38047114 s.juan bautista 25. Santa Cruz de Tenerife.
I datę 12-7-1990.
I jeszcze kilka zdjęć mojego kwitnącego ogródka.
Lalki to dla mnie najmilsze pamiątki z wakacji, nawet jeśli nie mają z miejscem odwiedzin nic wspólnego;)
OdpowiedzUsuńSzczerz mówiąc, odkąd zbieram lalki nie byłam na wakacjach. To znaczy spędzam je niestety w domu.
UsuńTo prawdziwe piwniczne skarby :):)
OdpowiedzUsuńPięknie kwitnie Twój ogródek , moje migdałki już się rozebrały :(
Wiśnie i śliwy dały prawdziwy koncert. Nie tylko kwitły, ale i grały. Orkiestra była złożona z miliona chyba pszczółek, bardzo łaskawych, bo ani myślały o żądłach. Można je było prawie brać w ręce. Do tego jeszcze gęsiówka na skalniaku, wszystko w bieli. Ale już po woli płatki opadają, za kilka dni białe szaleństwo będzie wspomnieniem.
UsuńJak to miło wyciągnąć z piwnicy czyściutkie laleczki.Mam także karton lalek w strojach regionalnych gromadzonych przez ostatni rok lecz większość jest do renowacji .Białe części garderoby są do wymiany.Jakoś nie mam weny aby je odnowić i pokazać na blogu.Nie lubię szyć do tak małych i delikatnych lalek tym bardziej że większość z nich ma ubrania klejone.Pięknie jest w Twoim ogrodzie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, a piwnice niektórych ludzi, w tym mojej koleżanki są czyściutkie, jak u innych salon. Kwiaty powoli opadają.
UsuńBardzo sympatyczne laleczki. Dobrze, że się w końcu z pudeł wydostały. :P Ślicznie drzewa kwitną. :)
OdpowiedzUsuńNie lubię trzymać lalek w pudłach. Ogród wygląda teraz jak w zimie, wszędzie biało, bo płatki opadają.
UsuńAle skarby. Amnestia się jednak czasami opłaca. ^^
OdpowiedzUsuńNo bo u nas w pudle siedzą nie ci, co trzeba.
UsuńTyle się marnowały w tym pudle! Cuda, cuda :-) Ale to Twój ogródek mnie urzekł, ja nie mam ani balkonu ani zielonego widoku z okna... Wzdycham do tych zdjęć :-)
OdpowiedzUsuńKiedyś też mieszkałam w mieście, w bloku. Tęskniłam bardzo do wiejskich klimatów. Dziś mam dom na wsi i ogród, i tylko szkoda, że co raz mniej sił aby ten ogród pielęgnować.
OdpowiedzUsuńLalki lalkami, ale jaki ogród piękny!
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale to największa zasługa wiosny.
OdpowiedzUsuń