Kochane, podziwiane, najcudowniejsze, pierwsze…
Moja pierwsza, CFWC |
U wielu osób leżą zapomniane w piwnicy, albo na strychu, bo
ciągle jakoś żal wyrzucić cząstki dzieciństwa, cząstki historii. Inne miały
mniej szczęścia i może za sto lat, jakiś archeolog na dawnym śmietnisku odkopie
ich szczątki, a może nawet umieści w muzeum.
Jeszcze inne nie będą miały takiego szczęścia. Może tylko w albumie
zostanie jakieś zdjęcie dziecka z lalką.
Moja laleczka ze SP Miś, którą mój kolega usiłuje zjeść. |
A potem idziesz z wnuczką do muzeum i widzisz ją. - Popatrz,
miałam taką lalkę, gdy byłam taka jak ty! -
I w sercu zjawi się takie małe uczucie żalu, że już nie jesteś
dzieckiem, że nie zachowałaś okruchów dzieciństwa.
Tak wyglądała moja nieodżałowana Pyza (Kiki) |
Polskie lalki.
Często nie umieliśmy dostrzec w nich piękna, bo to nie była Barbie,
bo niemodna, staroć, obciach.
A przecież tak naprawdę są piękne, mają swoją historię,
duszę. Czasem w tej historii zjawia się wątek marzenia. Bo kiedyś pragnęłaś
jej, a rodziców nie było stać.
Dziś na fali wspomnień nie będzie jednak o tych utraconych,
ale o tych odzyskanych. Także tych z
marzeń. Już je pokazywałam, ale przecież to dziś ich święto. Na początek lalka
ze zdjęcia, jedynego mojego zdjęcia z lalką.
Odkupiona po latach |
Na ulicy 1 Maja w Elblągu przez dziesiątki lat był sklep
Cepelii. Już go nie ma, żal. Nigdy, będąc dzieckiem, nie minęłam wystawy, żeby
nie przystanąć i nosa do szyby nie przykleić. Marzyłam wtedy o pięknych
Krakowiankach i o Czerwonym Kapturku, ale Krakowianki kupowało się tylko na
prezent dla rodzinki w USA, a ja mogłam co najwyżej dostać maleństwo ze skórki
z drewnianą głową. Wtedy nie wiedziałam,
że to laleczki Anny Narzymskiej Prauss. Dziś mam jej laleczkę drewnianą.
Mam
Krakowianki z Cepelii.
Czerwonego Kapturka z Gromady zdobyłam ostatnio. Był troszkę uszkodzony,
ale podmalowałam oczko, muszę jeszcze zabezpieczyć lakierem.
Malutki Murzynek z Estetyki Warszawa, był w posiadaniu
każdej dziewczynki , bo to były najtańsze laleczki z kiosku Ruchu.
No i jeszcze słówko o Lilce. Jestem szczęśliwa, że okazało
się, że wcale nie jest niemieckiej firmy Heubach, mimo podkowy. Jest polska,
tak twierdzi Ania Ziembińska. Może kiedyś dowiemy się z jakiej jest wytwórni.
Mam jeszcze wiele polskich lalek, najwięcej tych z lat
70-80tych. Cieszy mnie każda zdobyta
lalka, a najbardziej taka z mojego dzieciństwa.
Podziwiam Twoje zdolności ratowania lalek. Śliczności udało Ci się zdobyć. Pozdrawiam serdecznie!:)
OdpowiedzUsuńTroszkę się udało ;) Miłej niedzieli. :)
UsuńA podziwiam nieustannie Twoją pasję:))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńMiło mi, pozdrawiam serdecznie :)
UsuńWspaniały wpis.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Cię zainteresowałam. :)
UsuńPiekne wszystkie ale ta polska celuloidowa to prawdziwa perelka <3 <3
OdpowiedzUsuńAle która, one wszystkie są polskie. :)
Usuńjak to wszystkie...??? Widze tez drewniane i krakowiacy to raczej tez nie celuloid ;) Mam anmysli ta ostatnia z Czestochowy wydaje mi sie <3 :D
Usuńach ta Lilka <3 Sama nie wiem skad ona jest jesli nie Czestochowianka ;)
UsuńNo właśnie, jak na razie nikt nie potrafi tego powiedzieć. celuloidki robiła nie tylko Częstochowa i Kalisz, ale podobno też Bydgoszcz. A może i więcej wytwórni.
UsuńA na zdjęciach jest 5 celuloidek obie Murzynki, Kiki, Jacunia i Lilka.
no tak ale Lilka i tak najpiekniejsza :D
UsuńWszystkie są prześliczne. :)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńFajne lale. :D
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńSame cuda i wszystkie takie wypieszczone :) widać że są kochane :)
OdpowiedzUsuńSą, bardzo, trochę z poczucia winy, że nie ocaliłam swoich oprócz Jacuni. :)
UsuńCudne!
OdpowiedzUsuńMnie, niestety, nie udało się zachować żadnej lalki z dzieciństwa. Wszystkie odziedziczyła siostra, a potem poszly w świat.
Wielka szkoda. :(
Usuńech, i ja nie zatroszczyłam się o swe lale...
OdpowiedzUsuńJak nic przyjdą Cie straszyć ;)
UsuńSwojskie śliczności! Kojarzę i Kapturka i kuleczkę Anny Narzymskiej. Były w przedszkolu, czy jako wystrój przychodni pediatrycznej. Widywałam je też w mieszkaniach moich koleżanek, zwłaszcza takich, które miały starsze siostry...
OdpowiedzUsuńO niesamowitej historii Łowiczanki z Celuluidu pisałam tutaj: https://simran1pl.blogspot.com/2013/01/2-zote-na-chleb-lalka-z-celuloidu-23.html#comment-form
To był drugi wpis, jaki wykonałam na moim blogu :-)
Pozdrawiam ciepło.
Pamiętam ten wpis, bardzo mnie wzruszyła ta historia. :)
UsuńPS. Oczywiście CELULOIDU ;-)
OdpowiedzUsuńTaka literówka, to nie to co z celulitu ;)
Usuńps. 2 Teraz spojrzałam na datę. To nie byl jednak drugi wpis, ale i tak, jeden z pierwszych, jakie przed laty wykonałam na lalkowym blogu ;-)
OdpowiedzUsuńPrzez ten Dzień Polskiej Lalki na lalkowych blogach zrobiło się tak nostalgicznie, że aż miło :-) Super lalinki :-)
OdpowiedzUsuńMoże dzięki temu, ktoś nie wyrzuci do śmietnika ale chociaż obok :)
UsuńPiękne lalunie :)
OdpowiedzUsuńCiekawe czy dzisiejsze dzieci też będą tak pamiętały swoje zabawki, czy w natłoku rzeczy szybko niszczących się niewiele im zostanie w pamięci...
I ja tego się obawiam. Mają zbyt wiele i przychodzą im zbyt łatwo .
UsuńMam samą głowę z podkówką :) Bardzo jestem ciekawa jaka to była firma.
OdpowiedzUsuńZamierzam lalce uszyć brakujące ciałko z materiału.
A ta głowa to na postumencie ? Wrzuć mi główkę na maila, jak możesz :)
UsuńPiękne lalki. Cepeliowe takie krakowianki też miałam:)
OdpowiedzUsuńBuziaki!:))
Dzięki. :)Pozdrowionka :)
UsuńCzęsto nie zachowujemy rzeczy, które w danym momencie wydają się nieważne, a także ważnych, kiedy nie od nas zależy zachowanie ich. Dobrze, że czasem miewamy szanse je odzyskać, nawet jeśli tylko w jakimś drobnym stopniu...
OdpowiedzUsuńNajgorzej jest, gdy nie od nas zależy. Co prawda wtedy nie mamy wyrzutów sumienia, to czasem żal ogromny. Cieszę się każdym odzyskanym drobiazgiem, choć dobrze wiem, że to nie ten sam, tylko taki sam lub bardzo podobny. Najbardziej jednak cieszy odnalezienie w domy czegoś, co uważaliśmy za bezpowrotnie utracone. :)
UsuńPiękny przekrój naszych ślicznotek :D
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńW moim domu rodzinnym były 3 lalki z Cepelii. Mama dostała je na imieniny od koleżanek. Jedna była bardziej jak figurka, miała kruchą główke i rączki. Nie wiem co się z nią stało. Parę drewnianych Krakowiaków ja przejęłam. Rozebrałam je, z chłopca zrobiłam dziewczynkę z fryzyrą na pazia. Bardzo je lubiłam. Dostały mnóstwo dzierganych sukienek (nauczyłam się robić na drutach w wieku 5 lat). Mam je do dzisiaj, schowane w pudłach czekają na swoje miejsce na wyremontowanym kiedyś poddaszu.
OdpowiedzUsuńWitam. Lubię takie lalkowe wspomnienia. Ciekawa jestem tych Krakowiaków w dzierganych sukienkach :)
Usuń