Obserwatorzy

sobota, 15 września 2018

JUŻ NIE ZAPOMNISZ MNIE ...


         Kochane, podziwiane, najcudowniejsze, pierwsze…

Moja pierwsza, CFWC


             U wielu osób leżą zapomniane w piwnicy, albo na strychu, bo ciągle jakoś żal wyrzucić cząstki dzieciństwa, cząstki historii. Inne miały mniej szczęścia i może za sto lat, jakiś archeolog na dawnym śmietnisku odkopie ich szczątki, a może nawet umieści w muzeum.  Jeszcze inne nie będą miały takiego szczęścia. Może tylko w albumie zostanie jakieś zdjęcie dziecka z lalką.

Moja laleczka ze SP Miś, którą mój kolega usiłuje zjeść.


           A potem idziesz z wnuczką do muzeum i widzisz ją. - Popatrz, miałam taką lalkę, gdy byłam taka jak ty! -  I w sercu zjawi się takie małe uczucie żalu, że już nie jesteś dzieckiem, że nie zachowałaś okruchów dzieciństwa.

Tak wyglądała moja nieodżałowana Pyza (Kiki)


                                               Polskie lalki.

         Często nie umieliśmy dostrzec w nich piękna, bo to nie była Barbie, bo  niemodna, staroć, obciach.

A przecież tak naprawdę są piękne, mają swoją historię, duszę. Czasem w tej historii zjawia się wątek marzenia. Bo kiedyś pragnęłaś jej, a rodziców nie było stać.

           Dziś na fali wspomnień nie będzie jednak o tych utraconych, ale o tych odzyskanych.  Także tych z marzeń. Już je pokazywałam, ale przecież to dziś ich święto. Na początek lalka ze zdjęcia, jedynego mojego zdjęcia z lalką.


Odkupiona po latach


             Na ulicy 1 Maja w Elblągu przez dziesiątki lat był sklep Cepelii. Już go nie ma, żal. Nigdy, będąc dzieckiem, nie minęłam wystawy, żeby nie przystanąć i nosa do szyby nie przykleić. Marzyłam wtedy o pięknych Krakowiankach i o Czerwonym Kapturku, ale Krakowianki kupowało się tylko na prezent dla rodzinki w USA, a ja mogłam co najwyżej dostać maleństwo ze skórki z drewnianą głową.  Wtedy nie wiedziałam, że to laleczki Anny Narzymskiej Prauss. Dziś mam jej laleczkę drewnianą.



                             Mam Krakowianki z Cepelii.



           Czerwonego Kapturka  z Gromady zdobyłam ostatnio. Był troszkę uszkodzony, ale podmalowałam oczko, muszę jeszcze zabezpieczyć lakierem.





              
          Malutki Murzynek z Estetyki Warszawa, był w posiadaniu każdej dziewczynki , bo to były najtańsze laleczki z kiosku Ruchu. 



           No i jeszcze słówko o Lilce. Jestem szczęśliwa, że okazało się, że wcale nie jest niemieckiej firmy Heubach, mimo podkowy. Jest polska, tak twierdzi Ania Ziembińska. Może kiedyś dowiemy się z jakiej jest wytwórni. 




            Mam jeszcze wiele polskich lalek, najwięcej tych z lat 70-80tych.  Cieszy mnie każda zdobyta lalka, a najbardziej taka z mojego dzieciństwa.

41 komentarzy:

  1. Podziwiam Twoje zdolności ratowania lalek. Śliczności udało Ci się zdobyć. Pozdrawiam serdecznie!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A podziwiam nieustannie Twoją pasję:))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Piekne wszystkie ale ta polska celuloidowa to prawdziwa perelka <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale która, one wszystkie są polskie. :)

      Usuń
    2. jak to wszystkie...??? Widze tez drewniane i krakowiacy to raczej tez nie celuloid ;) Mam anmysli ta ostatnia z Czestochowy wydaje mi sie <3 :D

      Usuń
    3. ach ta Lilka <3 Sama nie wiem skad ona jest jesli nie Czestochowianka ;)

      Usuń
    4. No właśnie, jak na razie nikt nie potrafi tego powiedzieć. celuloidki robiła nie tylko Częstochowa i Kalisz, ale podobno też Bydgoszcz. A może i więcej wytwórni.
      A na zdjęciach jest 5 celuloidek obie Murzynki, Kiki, Jacunia i Lilka.

      Usuń
    5. no tak ale Lilka i tak najpiekniejsza :D

      Usuń
  4. Wszystkie są prześliczne. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Same cuda i wszystkie takie wypieszczone :) widać że są kochane :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są, bardzo, trochę z poczucia winy, że nie ocaliłam swoich oprócz Jacuni. :)

      Usuń
  6. Cudne!
    Mnie, niestety, nie udało się zachować żadnej lalki z dzieciństwa. Wszystkie odziedziczyła siostra, a potem poszly w świat.

    OdpowiedzUsuń
  7. ech, i ja nie zatroszczyłam się o swe lale...

    OdpowiedzUsuń
  8. Swojskie śliczności! Kojarzę i Kapturka i kuleczkę Anny Narzymskiej. Były w przedszkolu, czy jako wystrój przychodni pediatrycznej. Widywałam je też w mieszkaniach moich koleżanek, zwłaszcza takich, które miały starsze siostry...
    O niesamowitej historii Łowiczanki z Celuluidu pisałam tutaj: https://simran1pl.blogspot.com/2013/01/2-zote-na-chleb-lalka-z-celuloidu-23.html#comment-form
    To był drugi wpis, jaki wykonałam na moim blogu :-)
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam ten wpis, bardzo mnie wzruszyła ta historia. :)

      Usuń
  9. PS. Oczywiście CELULOIDU ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. ps. 2 Teraz spojrzałam na datę. To nie byl jednak drugi wpis, ale i tak, jeden z pierwszych, jakie przed laty wykonałam na lalkowym blogu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przez ten Dzień Polskiej Lalki na lalkowych blogach zrobiło się tak nostalgicznie, że aż miło :-) Super lalinki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dzięki temu, ktoś nie wyrzuci do śmietnika ale chociaż obok :)

      Usuń
  12. Piękne lalunie :)
    Ciekawe czy dzisiejsze dzieci też będą tak pamiętały swoje zabawki, czy w natłoku rzeczy szybko niszczących się niewiele im zostanie w pamięci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja tego się obawiam. Mają zbyt wiele i przychodzą im zbyt łatwo .

      Usuń
  13. Mam samą głowę z podkówką :) Bardzo jestem ciekawa jaka to była firma.
    Zamierzam lalce uszyć brakujące ciałko z materiału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ta głowa to na postumencie ? Wrzuć mi główkę na maila, jak możesz :)

      Usuń
  14. Piękne lalki. Cepeliowe takie krakowianki też miałam:)
    Buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
  15. Często nie zachowujemy rzeczy, które w danym momencie wydają się nieważne, a także ważnych, kiedy nie od nas zależy zachowanie ich. Dobrze, że czasem miewamy szanse je odzyskać, nawet jeśli tylko w jakimś drobnym stopniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najgorzej jest, gdy nie od nas zależy. Co prawda wtedy nie mamy wyrzutów sumienia, to czasem żal ogromny. Cieszę się każdym odzyskanym drobiazgiem, choć dobrze wiem, że to nie ten sam, tylko taki sam lub bardzo podobny. Najbardziej jednak cieszy odnalezienie w domy czegoś, co uważaliśmy za bezpowrotnie utracone. :)

      Usuń
  16. W moim domu rodzinnym były 3 lalki z Cepelii. Mama dostała je na imieniny od koleżanek. Jedna była bardziej jak figurka, miała kruchą główke i rączki. Nie wiem co się z nią stało. Parę drewnianych Krakowiaków ja przejęłam. Rozebrałam je, z chłopca zrobiłam dziewczynkę z fryzyrą na pazia. Bardzo je lubiłam. Dostały mnóstwo dzierganych sukienek (nauczyłam się robić na drutach w wieku 5 lat). Mam je do dzisiaj, schowane w pudłach czekają na swoje miejsce na wyremontowanym kiedyś poddaszu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Lubię takie lalkowe wspomnienia. Ciekawa jestem tych Krakowiaków w dzierganych sukienkach :)

      Usuń