Z pamiętnika Nelly.
Czułam, że Szara Sowa wybiera się na wycieczkę i pewnie
planuje, którą z nas zabrać ze sobą. Oho, nic z tego. Wiadomo – jadę ja. Dosyć
się nasiedziałam na oknie.
Nie mówiąc nic nikomu, przygotowałam spodnie, buty i
koszulę. Że z krótkim rękawkiem ?– mnie tam kleszcze nie straszne. Nie to co
Sowa, która zaraz leciała do apteki po spray i przygotowała sobie wysokie
kalosze i sweterek z golfem.
Potem miałam dylemat –
który koszyk wziąć ten mały czy raczej ten duży? W końcu wzięłam obydwa. Sowa
też wzięła, ogromny!
Jak mnie zobaczyła rano gotową , to nie miała wyjścia. Ale
najpierw pojechałyśmy na targ. Sowa znów przytargała nową lalkę, Elzę. Zaraz
zaznaczyła, że to dla Metuszki, więc się już na nią nie krzywiłam. Ja za to
dostałam śliczną torebkę.
Sowa
wygrzebała jeszcze jakieś gratki, ale ja zajęłam się torebką, to nie patrzyłam.
Nareszcie ten las. Sowa cieszyła się jak dziecko, że sobie
rośnie i nie jest połamany. Zaraz tez wybrałyśmy się na grzyby. Ja od razu
znalazłam i wpakowałam do koszyka! A Sowa na to wyrzuć, bo niejadalne. Takie
ładne, malutkie, w sam raz do koszyczka, a ona wyrzuć!
Idę i patrzę, jedno drzewo rośnie sobie całkiem nie do góry
tylko na ziemi. Ale Sowa powiedziała, że się przewróciło i dobrze, że tylko
jedno. To wspięłam się na nie i fajnie się tam siedziało.
Znów znalazłam grzybka, ale i tego Sowa nie pozwoliła mi
zabrać. Buuu
W końcu poszłyśmy po wrzos.
Jak przyjemnie pachną te
malutkie kwiatki. Nazbierałam bukiecik dla Maggie do jej salonu i dla Pani Smith, która pożyczyła mi mały koszyk.
A Sowa pół kosza.
Naraz patrzę pod nogi, a tam takie śmieszne czerwone
koraliki, w sam raz dla mnie. Okazało się, że to borówki.
Teraz przydał się
duży koszyk, trochę ich nazbierałam! Ale żadnego jadalnego grzyba nie
znalazłyśmy, to znaczy były, ale Sowa znów marudziła, że robaczywe.
W końcu wrócił Pan Mąż i przyniósł całe wiadro!
A na koniec i ja znalazłam jednego, piękny prawda?
Tak się zmęczyłam, że musiałam trochę odpocząć na sweterku
Sowy, który położyła na koszu z tymi pachnącymi wrzosami.
A w domu trzeba było te grzyby jeszcze oczyścić, popatrzcie
jakie niektóre wielkie.
Właściwie, to niech Sowa czyści, bo mnie się okropnie chce
spać.
A cha te grzyby nazywają się czerwone łebki, bo są rude zupełnie jak ja. ☺
Piękne grzybki nazbierane ☺ Nelly nie straszne kleszcze, trudno im będzie ją ugryźć �� U nas na te grzyby mówi się brzozaki bo mają nóżkę jak kora brzozy i często też pod brzozą rosną. Fajna wycieczka ☺
OdpowiedzUsuńChyba żaden kleszcz nie ma takich szczęk, żeby się w nią wczepić, no i krwi też by się nie napił.
UsuńMój M ma swoje miejsca, w brzozowych zagajniczkach, gdzie tych grzybków jest zawsze sporo. :)
Nelly pięknie opowiedziała ten dzień.Wycieczka widać podobała się wszystkim, nie wspominajàc o leśnych skarbach zabranych do domu.
OdpowiedzUsuńWszyscy byli zadowoleni, M bo nazbierał grzybów, ja bo wrzosów całe naręcze, no i zdjęć sporo, a Nelly chyba po raz pierwszy była w lesie. :)
UsuńNelly - bardzo dobrze zrobiłaś,
OdpowiedzUsuńże się posłuchałaś Szarej Sowy!
jeszcze lepiej, że las nadal stoi
i swymi darami dzieli się z nami :)
Bardzo, ale to bardzo ucieszył nas widok naszego lasu. Z przyjemnością też zauważyliśmy, jak niektóre młodniaki podrosły od zeszłego roku. :)
UsuńPrzemiła opowieść o wycieczce i wspólnie spędzonym dniu. Przeczytałam ją z wielką przyjemnością! Zdjęcia znakomicie udokumentowały najważniejsze momenty :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nelly się cieszy, że jej relacja Ci się podobała. :)
UsuńAle mialyscie uroczy dzionek, a te wrzosy jakie piekne <3 widac, ze panna zaradna i wziela sprawy w swoje rece, ale wcale sie jej nie dziwie bo taki spacer to super sprawa. Fotki urokliwe bardzo
OdpowiedzUsuńWyprawa była bardzo relaksująca, jednak światło w lesie sprawiało mi duże problemy. To było za ostre, to znowu, jak naszła chmura , za słabe. Zgadzam się jednak z Tobą, że plenerek urokliwy. :)
UsuńSuper zbiory!!
OdpowiedzUsuńWitam i dziękuję za odwiedziny. :)
UsuńTeż bym połaziła po lesie w poszukiwaniu grzybów :-(
OdpowiedzUsuńFajnie miałyście......
Wrzosy też bym ukradła z lasu, bo cudne są.
A co Ci w tym przeszkadza? No chyba, że brak czasu, bo na brak lasu w Twoich okolicach narzekać nie możesz. :)
UsuńTo była pierwsza lalunia z serii "My 3 przyjaciółki", którą kupiłam i po roku, lub dwóch sprzedałam, ku zdziwieniu Mamy. Ale nie mogłam sobie poradzić z brakiem artykulacji, przypominającym czasy PRL... Na styku starego i nowego życia jeszcze raz sięgnęłam po te laleczki. I znowu wysłałam je po pewnym czasie w świat, choć były nowe, ze wszystkim dodatkami... Dziś bym tego nie zrobiła, ponieważ mojej kolekcji nie stawiam już granic estetyczno-tematycznych. No, chyba że liczebne ;-D
OdpowiedzUsuńBrawo, Sowa!!! Po ubiegłorocznym napadzie kleszcza, też wychodzę do lasu ubrana pancernie ;-)
Dziś wybrałam się na grzyby, ale znalazłam tylko 2 "psiaki"... ;-(
Dobrze, że ich nie zjadłaś ;)Mój syn i synowa załapali się na kleszcze i na antybiotyki, dlatego nie miałam ochoty ich naśladować. Popsikałam się sprayem Bros i nic nie przywlekłam. Nelly jest urocza laleczką i stosunkowo nie dużą, łatwo się mieści do torby. Oczywiście nie pogniewałabym się na artykulację, ale wszystkiego mieć nie można. Podobno.
UsuńPozdrowionka.
Świetna wycieczka i bardzo owocna :D
OdpowiedzUsuńa Maggie to szczególnie zadowolona z wrzosowego bukietu :D
Wszyscy lubimy wrzosy. Kupiłam dla Maggie nowe ciałko i teraz kombinuję, jak przyłożyć głowę.
Usuńooo - operacja w Baszcie?!
UsuńAha, przydałby się doktor Frankenstein, bo sama mam pietra, żeby czasem z dwóch lalek nie zrobić ... żadnej.
UsuńAle miała dobrze. Też bym chciała do lasu! I jakie grzyby! A wrzos taki cudny! :)
OdpowiedzUsuń