Obserwatorzy

niedziela, 29 września 2013

STUDIUM W SZKARŁACIE



       
            Pożegnania, powitania. Kończy się wrzesień, żegnamy lato, witamy jesień, październik u drzwi. Wszyscy narzekają na pogodę, jesienna depresję, a przecież jesień rozpieszcza nasze poczucie estetyki paletą barw, eksplozją kolorów. Tajemniczo snujące się poranne mgły, szalony balet wirujących liści, werbel deszczowych kropel na parapecie.
Jesień potrafi być taka romantyczna. Albo zupełnie praktyczna. Pełna koszy wypełnionych owocami, półek uginających się pod słojami przetworów. Półek zapełnionych dyskami słoneczników, globusami dyń.
         Maggie korzysta z jesiennej szczodrości. Właśnie wybrała się z koszykiem do ogrodu.
A tu króluje czerwień w dojrzałych odcieniach: malinowy, purpurowy, szkarłatny.



         Koszyk pełen malin kusi słodyczą.


         Krzak derenia rywalizuje o lepsze z kolorem sukni Maggie.


         Delikatne liście japońskiego klonu przybrały szkarłatna barwę.

         Jesień w naszym ogrodzie, zaprasza na spacer z Maggie.


         Maggie ma nadzieję, że podoba się Wam nasz nowy jesienny baner.
Wczoraj, już bardzo późno wrzucałam ten post i zapomniałam o bardzo istotnej rzeczy, a mianowicie; Baner i zdjęcia Maggie w szkarłacie zawdzięczam pomysłowi Matki i nieocenionemu nadwornemu fotografowi J.D.  Moi stali "ogladacze" na pewno wychwycili różnice w jakości zdjęć.
John Doe to niezwykle utalentowana fotografka, robi przepiękne zdjęcia nie tylko lalkom.

piątek, 27 września 2013

POKAŻ JĘZYK !


         Lalek z tzw. minką nie lubię, ale są i wypada mieć w kolekcji. Wypada? To może kiedyś...
         A tu niespodzianka. Jak to w przysłowiu - „sami nie wiecie co posiadacie”. A było tak. Trzeba w pralni przygotować miejsce na powrót starego kredensu. No, zwyczajnie zrobić porządek i powyrzucać, co niepotrzebnie leży w kartonach od lat. Poszłam i znalazłam dwie lalki. Nie miałam o nich zielonego pojęcia. Kilka ładnych lat temu szwagierka dała mi karton starych zabawek do oddania jakimś dzieciom, a ja zwyczajnie o nich zapomniałam. Teraz moim oczom ukazały się dwie lalki. 


         Oto Klarita. Odcień jej ciałka wskazuje na latynoskie pochodzenie.  Klarita ma minkę, pokazuje język. Minka jest jednak dosyć sympatyczna i zupełnie mi nie przeszkadza.
         Lalka jest od KAFUTOY Industrial Company Limited, Hong Kong, czyli Przemysłowej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Jest to firma prywatna o charakterze lokalnym, powstała w 1993 r. Produkuje zabawki i sprzęt sportowy (chyba raczej też zabawkowy). 


         Klarita ma na główce sygnaturę C w kółeczku i KAFUTOY. Przekopując Internet znalazłam tylko dwie lalki z tej firmy, na DollPlanet i to wszystko.
         Lala ma czarne dosyć rzadko rootowane włosy do czesania w kucyk, oczka brązowe, zamykane.

 Otwartą buzię z jęzorkiem i czterema ząbkami.  Główka , rączki i nóżki są gumowe( winylowe?), a korpus z tkaniny.
         Rączki to właściwie dłonie z kawałeczkiem przedramienia, a nóżki to raczej same butki.
         Klarita dostała różowy kombinezonik i szaliczek, bo już robi się chłodno. Całkiem miła z niej dziewusia, choć pokazuje ozorek.

         Następnym razem druga znajdka.

Witam nowych obserwatorów, dziękuję za odwiedzenie mojego bloga i miłe komentarze.

środa, 25 września 2013

DOBRY BAJ(Y)ER





         Powiadają „dobry bajer, pół sukcesu”. Oj nasłuchałam się bajerów, wstawianych klientom na giełdzie przez sprzedających. Od lalek „kolekcjonerskich” - czytaj zdezelowana
porcelanka w wytartej kiecce, przez „antyk” – to tragicznie brudna i zapleśniała gumowa laka z wczesnego PRLu. Niektórych sprzedawców omijam z daleka, zdarzają się grubiańscy, a nawet wulgarni. Jeden kiedyś potłukł swój towar, bo nikt nie chciał kupić jego brudnych skorup po zawyżonej cenie. Na szczęście większość sprzedających jest normalna, a ceny do negocjacji.


         W stercie różnych zabawek zauważyłam nogę. Plastikową i dosyć długą. Ja się okazało należała do lalki o całkiem miłym, choć brudnym pyszczku. Nogi na szczęście były dwie i dwie winylowe rączki. Dosyć sporo blond włosków – brudnych, skołtunionych i związanych w kitek ogromną czarną gumką.. 


Lalka miała też sukienkę z metką Hanna & Sara. Z tyłu główki nieznaną mi dotąd sygnaturę – Bayer.


 Doszukałam się w necie firmy Fritz Bayer Gmbh & CO., firma jest niemiecka, ale ma jakieś powiązania z Hong Kongiem. W ofercie mają zabawki dla dzieci, w tym lalki i wózki.
Niestety identycznej nie znalazłam. Sprzedająca zażądała 7 złotych, ja zaoferowałam 5 i Bajerka przeszła na moja własność. 


         W domu panna zaliczyła wielka miskę z wodą i proszkiem do prania, a następnie zabiegi fryzjerskie. Niestety włoski, choć się domyły są bardzo napuszone.


 Chyba z tego samego włókna, co u niektórych Stefek. Gorąca woda pomogła tylko troszkę. 


         Sukienka została wyprana i wyprasowana. Lalka dostała też butki plastikowe, które wygrzebałam w kartonie z jakimiś drobiazgami w naszej piwnicy. Niestety plastik zrobił się bardzo twardy i paseczki podczas wkładania popękały.


Zastanawiam się czy ich nie obciąć.
Bajerka ma 33 cm wzrostu. Dostała na imię Gabrysia w skrócie Gabi.


         Gabi ma śliczne niebieskie oczęta i fajną bródkę. Umyta i oprana robi bardzo miłe wrażenie.


         Dziękuję za miłe odwiedziny i komentarze na moim blogu. Pozdrowionka.


niedziela, 22 września 2013

Z LITOŚCI





         Giełdowe kartony, wypełnione po brzegi brudnymi rupieciami. Obtłuczone talerze walczą o lepsze z wyszczerbioną lampką nocną, albo popsutym zegarem. Brudne, lepiące się wprost od brudu szpargały, a wśród nich czasem błyśnie perła. 


         I jest. Marin Chiclana. Nawet czyściutka, tylko – łysa!  Szkoda, że nie ma włosów – mówię. - Bo po chemioterapii – odpowiada „dowcipnie” właściciel gratów.  


 Odkładam lalkę, a właściciel kontynuuje – Weź pani, chociaż z litości. Z litości? – mówię i wygrzebuję jeszcze jedno, brudne tym razem, nieszczęście. Dobrze, wezmę te dwie po złotówce, zgoda? Facet wyraża aprobatę i lalki lądują w mojej torbie.


         Marin Chiclana
Znane na całym świecie lalki Marin Chiclana wzięły swoją nazwę od twórcy - José Marín Verdugo (1903/84), oraz nazwy miejscowości Chiclana de la Frontera, w hiszpańskiej Andaluzji. Fabryka istnieje od 1928 r., dziś prowadzi ją córka twórcy – Ana Marin. Pierwsze lalki miały twarze wykonane z gliny, dziś wytwarza się zarówno plastikowe, jak i porcelanowe. Produkcja oparta jest o pracę rzemieślniczą na wysokim poziomie, zatrudniane są kobiety o zdolnościach artystycznych. Na początku lalki były przedstawiane w andaluzyjskich strojach do flamenco, później zaczęto też wykonywać stroje z różnych regionów Hiszpanii i stroje historyczne. Wszystkie lalki Marin Chiclana  mają piękne uśmiechnięte twarze, spojrzenie skierowane w bok i bardzo małe, ale
niezwykle szczegółowe i skomplikowane akcesoria, w tym biżuteria, gitary, kastaniety, tradycyjny grzebienie (peinetas) i wspaniałe koronkowe mantyle. Męscy tancerze i matadorzy mają jeszcze najwięcej szczegółów od swoich żeńskich odpowiedników.
Od 1997 r. przy fabryce istnieje muzeum, gromadzące egzemplarze , jak i prototypy, i formy do ich wytwarzania. Firma zdobyła wiele nagród i medali za swoje lalki. W tym na Światowej Wystawie Lalek w Krakowie.


         Lalka dostała na imię Carmen i wstążeczkową, czarną perukę. Strój pochodzi prawdopodobnie z Wysp Kanaryjskich.

         Druga laleczka przedstawiała Czerwonego Kapturka. Niestety stroju nie dało się uratować. 


         Kiedy ją rozebrałam na pleckach zobaczyłam trójkąt z napisem ARI i numer 3388. Dopiero teraz skojarzyłam charakterystyczne czerwone buciki i białe skarpetki.  To moja pierwsza ARI.  Niestety prawa rączka jest przedziurawiona, bo tkwił w niej bukiecik kwiatów. Buzia też jest odbarwiona. Dostała sukienkę od Simby i nowe imię Ada.


         Zastanawiałam się czy Ditta  nie jest od ARI, ale nie ma sygnatur i buzie się różnią.






piątek, 20 września 2013

MADELEINE

                  


         Dziś chcę przedstawić Wam piękną celuloidową laleczkę . Pochodzi z mojej ulubionej graciarni, tak jak węgierska para. Żałuję, że nie miałam więcej pieniędzy i zostawiła jej koleżanki, gdy poszłam w środę już ich nie było, niestety.
         Madeleine, bo tak dostała na imię pochodzi z firmy WESTO z Niemiec. Jest z lat 60-70tych. Nie ma sygnatury, ale w necie znalazłam zdjęcia jej koleżanek z taką oto metką i informacją, że Oryginal Trachtenpuppen były produkowane przez WESTO. 

Madeleine należy do serii "Lalki Świata" . Ma 21,5 cm, bez kokardy. Buzia jest prześliczna. Oczka nie są malowane, ale naklejane (naklejki). 


Włosy – moherowa peruczka z warkoczami. 


Głowa, rączki i nóżki na gumkach. Podkolanówki białe, malowane, ale butki prawdziwe, gumowe.

 Sukienka granatowa w kwiatki,  niestety przyklejona do ciałka. Koronkowa chusta, czarny fartuszek z lamówką i czerwony kwiatek dopełniają stroju. Ma jeszcze fajne majtaski i charakterystyczną wielką czarną kokardę.

 To po niej zidentyfikowałam, że strój pochodzi z Alzacji.. 


 Witam nowych obserwatorów, cieszę się, że do nas zaglądacie. Wszystkim dziękuję za miłe komentarze.

wtorek, 17 września 2013

WĘGIERSKA KREW





         Jak obiecałam chwalę się nowymi nabytkami, a zaczynam od przepięknej pary węgierskich lalek etnicznych. To zupełnie wyjątkowe lalki.
         Para w strojach etnicznych z regionu Mezőkövesd, podobnie jak moja Piroshka. Ale to zupełnie inna bajka. Lalki mają 29 cm wysokości. Główki są z jakiegoś sztucznego tworzywa (celuloidu?), korpusy z tkaniny wypełnionej chyba trocinami, a ręce i nogi z tkaniny wypełnionej watoliną lub wełną. Nogi i ręce przytwierdzone do korpusu drutami są ruchome,


tak, że lalki mogą siedzieć.


 Mogą też poruszać rękami. Gabor podnosi obie ręce na raz,


 a Mici, każdą osobno. Ponadto kończyny są ładnie wymodelowane. 


         Lalki nie mają włosów. Włosy Gabora są namalowane. 



Mici ma na głowie tradycyjne nakrycie – chustę z pomponami.


         Ubranka bardzo wiernie odtworzone. Strój Mici składa się z gorsetu – bluzeczki, z krótkim rękawem, ozdobionej koronką, suto marszczonej, kolorowej spódnicy, białej halki, tradycyjnego haftowanego fartucha, majtek, czarnych butów i wspomnianego już nakrycia głowy.


         Strój Gabora  składa się z białej, haftowanej koszuli z bardzo szerokimi rękawami, czarnego serdaczka, białych, plisowanych spodni, fartucha podobnego jak u Mici, filcowego, czarnego kapelusza z haftowaną wstążką oraz butów czarnych, z tkaniny wszytych razem z nogami.


         Co ciekawe stroje są upięte na lalkach szpilkami, bezpośrednio do korpusu i głowy.


         Lalki pochodzą z mojej ulubionej graciarni, były czyściutkie, jakby prosto ze sklepu, ale widać, że swoje lata mają. Ktoś o nie bardzo dbał.