Obserwatorzy

piątek, 27 czerwca 2014

PRZYJACIÓŁKI DWIE





         Różnią się od siebie  jak Flip i Flap. Jedna wysoka i chuda, druga krępa i niska.
Obie vintage , wyglądają na lata 60te – 70te, obie z Dalekiego Wschodu. Jedna Made in China, druga Made in Hong Kong.


         Bessy pochodzi z Evergreen doll Co. Hong Kong. O firmie znalazłam, że jest znana, działała od lat 60tych . I tylko tyle, niestety. Laleczka jest w stylu Moody Cutie. Ma około 18 cm. Główka jest winylowa, włosy rootowane dosyć gęsto, krótkie, brązowe. Oczy namalowane, nasada nosa wklęśnięta,  ma piegi. 


      Ciałko jest z tzw. pustego plastiku. Artykulacja podstawowa.
         Na plecach sygnatura.


         Gdy ją dostałam ubrana była w oryginalne majteczki. Dostała różową sukienkę w różyczki. 


        Niestety żadne butki na nią nie pasują. Bessy jest częścią urodzinowego prezentu.


         Tina ma 20 cm.  Na pleckach Made in China. Przybyła do mnie z SH golutka.
         Główka jest winylowa, mocowana na kulkę. Włoski krótkie, brązowe, gęsto rootowane. Oczka malowane , niebieskie, usta różowe. 


        Ciałko z twardego plastiku. Korpus odlany razem z nogami, tylko ręce są ruchome. 


         Dostała śliczną niebieską sukienkę, w stylu lat 70tych od Metkacze. Białe butki pożyczyliśmy od Evi.


         Ślicznie dziękuję wszystkim odwiedzającym za miłe komentarze. Czytać je to wielka przyjemność. Maggie i ja bardzo czekamy na każdy nowy komentarz. Przesyłamy buziaczki.

piątek, 20 czerwca 2014

POGODA W KRATKĘ




         Dawno nie gościliście w Sowiej Baszcie na Wichrowym Wzgórzu. A u Maggie spore zmiany. Postanowiła przemeblować salon. Nie tylko dlatego, że pogoda w kratkę i trudno robić coś w ogrodzie. Także dlatego, że Maggie spodziewała się gości w kratkę. A ściślej w szkocką kratkę.


         Goście to Sir Cedrik i jego córeczka Katriona. Maggie zawsze się cieszy, kiedy przybywają goście z wysp. Zawsze to miło porozmawiać w rodzinnym języku i posłuchać ploteczek z dworu.

         Przy okazji Maggie chciała się pochwalić nową kratą do kominka, która pasuje do kosza na drewno.


         A także nowymi firankami i zasłonami w salonie.


         Teraz tylko biała szafa trochę nie pasuje, będziemy musiały ją przemalować.


         Maggie bardzo jest dumna z kapelusza i parasolki od Ewy i prezentuje je w salonie na manekinie.


         A teraz kilka słów o gościach.


         Cedrik został znaleziony w SH w opłakanym stanie. Bardzo długo czekał na swoją kolejkę, bo nie miałam z czego uszyć kiltu. Lalka jest chyba z celuloidu. Wygląda na bardzo starą, lata 50te lub wcześniej. Nie ma sygnatury wytwórcy tylko napis Made in England.


         Cedrik jest odlany w całości tzn. korpus z głową i nogami. Tylko rączki są ruchome.


         Ma zamykane oczka z dziwnymi plastikowymi rzęsami. Włosy wmoldowane.



         Ubranko było przyklejane do ciała na gorąco, dlatego nosi liczne blizny i szramy.


         A ponieważ rozpadało się w ręku została z niego tylko kurtka i buty (też wmoldowane).


         Wymieniłam koronki przy rękawach, uszyłam nową koszulę, kilt, do którego doszyłam oryginalną sakiewkę.


         Teraz prezentuje się tak.


         Mała Katriona jest porcelanową laleczką. Niestety na amen przyklejoną do fotela w rodową kratkę. Próba  odklejenia grozi zniszczeniem laleczki, więc musi zostać jak jest.


Bardzo lubi siedzieć przy kominku.

         Oto salon Maggie w całej okazałości.
        

I w szczegółach .




wtorek, 17 czerwca 2014

ZIELONO MI


         „Zielono mi”, śpiewał Andrzej Dąbrowski, w piosence Agnieszki Osieckiej. I mnie jest zielono od tych oczu. Zakochałam się w nich od pierwszego spojrzenia na zdjęcie. 

Zdjęcie Ewy

         Napisałam, że chciałabym mieć rosyjska lalkę i Ewa z blogu „Porcelanowe lale” zaoferowała mi tę właśnie. 


         Kiedy paczka nadeszła nie było mnie w domu, odebrała córka i nie otworzyła, ja bym nie wytrzymała. Po pracy natychmiast, zamiast robić obiad, zabrałam się za rozpakowywanie.
         Kochana Ewa, oprócz zakupionej lalki, do paczki dołożyła mnóstwo prezentów.
         Trzy śliczne laleczki.


         Pięć sukienek, kapelusik i dwie pary bucików.


         I specjalny prezent dla Maggie – cudny kapelusz i parasolkę. 


         Maggie była wniebowzięta. Ani w dzień   ani w nocy nie chce się z parasolką i kapeluszem rozstać. Zagląda do wszystkich luster i ciągle wszystkich pyta jak wygląda.
         Ewo, wielkie dzięki!
         Wszystkie lale oczywiście dostaną swoje 5 minut na blogu, jak tylko wszystko ogarnę.
         Acha, lalka dostała na imię Marusia, choć jej  kasztanowe włosy nie mają rudego odcienia, tylko taki fioletowy.

czwartek, 12 czerwca 2014

NA PLAŻY FAJNIE JEST





         Dziś następna z moich urodzinowych lal. Arleta. Pochodzi z Hong Kongu. I to już wszystko, co o niej wiadomo. Przeszukałam net i nic nie znalazłam.  Arleta jest sikającą lalką, świadczy o tym otwór w ustach na smoczek od butelki i dziurka w odpowiednim miejscu. Ma około 20 cm. Główka z gumy (winylu) , a ciałko z tzw. pustego plastiku. Włosy bardzo gęsto rootowane, przyjemne w dotyku. Krótkie, brązowe. Ładne uszy. 


          Oczka malowane niebieskie, z niebieskim cieniem na powiece (!) i pięcioma namalowanymi rzęsami. Brwi brązowe. Usta różowe z ową dziurką na smoczek. Przybyła w żółtej sukience z froty, być może oryginalnej, za to nie ładnej. 


         Dostała marynarską sukienkę po misiu.
         I od razu poprosiła o sesje na plaży, bo „na plaży fajnie jest”, no i sukienka tam pasuje.

         Na plażę zabrał ją Krzyś, którego już poznaliście. Krzyś także dostał marynarskie ubranko.


         Może , ktoś z Was potrafi zidentyfikować Arletę. Będziemy wdzięczne.


piątek, 6 czerwca 2014

WIEWIÓRECZKA MAŁA PO LESIE BIEGAŁA






         Jest to poniekąd mój urodzinowy prezent. Obiecałam sobie, że jak dorwę następną lalkę Anne Geddes będzie moja. I tuż po moich urodzinach trafiłam na nią  - małą wiewióreczkę. Baby Squirrels by Anne Geddes, od Unimax Toys Limited Hong Kong.


         Anne urodziła się w 1956 r. w Australii. Jako 17-latka uciekła z domu, bo nie chciała całego życia spędzić na australijskiej farmie. Wyszła za mąż i przez pewien czas mieszkała w Hong Kongu, gdzie zainteresowała się fotografią. Znana jest ze stylizowanych zdjęć małych dzieci przebranych za zwierzątka, kwiatki i bajkowe stworzenia. 


Sama mówi, że ma świra na punkcie dzieci. Nie tylko pod względem fotografii. Jest założycielką fundacji na rzecz wykorzystywanych i maltretowanych dzieci.  Wydała wiele albumów i kalendarzy ze swoimi zdjęciami, które rozeszły się w ponad 2 mln. egzemplarzy w 83 krajach. Jej zdjęcia stały się też inspiracją do wydania wielu serii lalek przedstawiających dzieci ze zdjęć. Producentem jest firma Unimax Toys Limited z Hong Kongu. Niestety nie znalazłam daty rozpoczęcia produkcji. Sama firma założona była w 1975 r.

         Moja Wiewióreczka pochodzi z Bean Filled Collection . Nr G290N na metce z materiału, na karteczce przyczepionej do rączki nr 525971. Ma 9 cali.
         Wykonana jest z futerka sztucznego, w dwóch kolorach ciemnobrązowym i kremowym, wypchanego ziarenkami. Buzia i rączki są z winylu.  Oczka ma namalowane, niebieskie, usta różowe. 


         Ma bardzo ładnie wymodelowane rączki, każdą inaczej. 


         Jest w pozycji siedzącej, choć można ją postawić.


         Oczywiście najbardziej interesują ją orzechy i była bardzo zawiedziona, że nie ma ich jeszcze ani na leszczynie


         Znajdź mnie!


Ani na orzechu włoskim..


         Jabłka też nie dojrzały


         Trzeba było zadowolić się poziomkami.

niedziela, 1 czerwca 2014

OPOWIEŚCI AFRYKAŃSKIE




 
Akua ba

Jak zapowiedziałam w poprzednim poście, dziś o mojej drugiej zdobyczy. To Akuaba. Moja pochodzi z takiej bliźniaczej pary. 
 
figurki bliźniaków
Lalki Akuaba pochodzą z Ghany. Pierwotnie wyrabiane były w plemieniu Ashantów. Wyrabiano  je z drewna, ze spłaszczonymi głowami w kształcie dysku i szyją z zaznaczonymi obręczami. 

widok z tyłu głowy

Wygląd był podyktowany zarówno kanonem ówczesnego piękna jak i wygodą noszenia lalki w chuście na plecach. Na twarzy lalki często pojawiają się nacięcia  podobne do blizn na twarzach powstałych w wyniku obrzędowego nacinania skóry.
         Nazwa lalki wywodzi się z legendy o Akuy, kobiecie, która nie mogła mieć dzieci. Kiedy wreszcie poczuła się matką,  obawiając się o donoszenie ciąży poszła do szamana. Ten doradził jej zrobienie dziecka z drewna i opiekowania się nim. Akua zrobiła co kazał szaman, choć ludzie w wiosce ją wyśmiewali. Ona jednak nie zrażała się tym i urodziła zdrową, śliczną dziewczynkę. Wkrótce inne kobiety w odmiennym stanie zaczęły naśladować Akuę. Lalkę nazwano Akua ba – Dziecko Akuy.
 
Ashantka: z dzieckiem i z Akuabą

         Tak więc pierwotnie lalki te służyły ciężarnym kobietom jako magia ochronna. Początkowo przedstawiały tylko dziewczynki, co tłumaczy się nie tylko tym, że dziecko Akuy było dziewczynką, ale lud Ashanti jest matrylinearny (dziecko należy do rodziny matki). Często Akuaby były przekazywane córkom przez matki. Dziś lalki te znane są powszechnie i w większości wyrabiane dla turystów jako pamiątki a Ghany, a także jako prezenty na ślub lub dla ciężarnej kobiety. Pojawiły się też miniaturki noszone jako wisiorki, bransoletki, a nawet kolczyki. 
 
Czy nie skrada się tu lew?

         Moja lalka na cześć plemienia dostała imię Asha. Ma 17 cm wzrostu. Wykonana jest z drewna, pomalowana na czarno. Czas wykonania to druga połowa XX w., dokładniej nie znalazłam. Asha ma uszkodzoną podstawę , a co za tym idzie jedną stópkę. Widać, że jest wykonana ręcznie (ślady dłuta, krzywe linie), jednak nie da się ukryć, że jest wyrobem dla turystów. Jeśli dobrze się przypatrzycie, ma pod okiem plamkę w kształcie łezki. 
 
Czasem płaczę, tęsknię za mamą.

         Żeby pocieszyć Ashę na przywitanie podarowałam jej cztery naszyjniki ze szklanych paciorków, z których się bardzo ucieszyła.
 
Mam paciorki

         Dziś zrobiłyśmy sesyjkę na plaży, która miała udawać rodzinne strony Ashy. 
Tam się zaczyna dżungla.
Na skraju pustyni.
Chyba się zgubiłam.
Tutaj Asha tropi strusia