Obserwatorzy

środa, 29 stycznia 2014

COŚ NA ZĄB





         Maggie ostatnio krzątała się w kuchni, żeby zrobić coś na ząb dla Ryśka. Dogadza mu! Mówię jej, słuchaj Mag, to byłby mezalians, on nie jest z twojej bajki. Ale mówią, że miłość jest ślepa, ja dodam, że głucha.
         To najnowsze kulinarne dzieło Maggie. Karkówka. 


         (Żeby nie było, że nie ostrzegałam, to moje pierwsze mięsko, więc bądźcie wyrozumiali).


         A tu jeszcze jedno zdjęcie tej cytrynowej babki, którą mu zrobiła na deser.
 

niedziela, 26 stycznia 2014

MINI MINI




         Wywołana do tablicy, postanowiłam podzielić się z Wami ostatnimi „dokonaniami” w dziedzinie miniaturek dla lalek. Pokażę też kilka SH’dowych nabytków z tej dziedziny. Witam też nowych obserwatorów, miło mi, ze dołączyliście do mnie. Cieszą mnie każde odwiedziny i Wasze komentarze.
         Przy robieniu miniatur chętnie korzystam z tutoriali na Waszych blogach i podglądam metody. W tym celu zaglądam tu:


         A oto moje ostatnie wyroby.
 
Klosz

 
Użyłam opakowania po cukierkach (klosz), koralików, koperty od zegarka z płaskim szkłem, figurki z Kinder niespodzianki.

          
Patera na tort
Materiały: pół opakowania od zabawki z automatu, koraliki, drucik, karton, klej.
      
Foremki z opakowania po pralinkach, babka cytrynowa z modeliny.
  
Kosz na drewno do kominka z wałka do włosów.
 
Słoiczki na kosmetyki z koralików i nitu od jeansów.
 
Miseczki z opakowania po soczewkach kontaktowych, łyżeczka z opakowania Toffifi.
 
Garnek z sosem pomidorowym, papier, farbki akrylowe, lakier.
 
Stołki kuchenne tapicerowane, opakowania po serkach, gąbka, stara bluzka.
 
Łyżwy, karton powlekany folią aluminiową.
W SH także co rusz udaje mi się zdobyć fajne maleństwa. Przedstawi je Wam Rainbow Brite. To już druga, jaką mam. Ta jest cała plastikowa. Ruchome ręce, nogi i głowa. Śmieszny włóczkowy kitek. 
Piec kuchenny z dodatkami, bookend.
Rozmiarem akurat pasuje do Brity.


Porcelanowa ramka na zdjęcie.
Radio - temperówka.
Torebka.
 
Nocniczek.
Porównanie wielkości.

piątek, 24 stycznia 2014

W OKOWACH LODU






         Poznajcie Nanooka. To mój prezent na Dzień Babci. Od dawna chciałam go mieć. Lalka pochodzi z lat 60tych. Sygnowana jest Regal Canada. 

         Nanook  to grubiutki eskimoski chłopiec, z czarnymi rootownymi włosami. Włosy są bardzo dobrego gatunku i lśnią jak posmarowane foczym tłuszczem. Głowa, ręce i nogi są z gumy, a tułów z plastiku. Ma 30 cm. 


         Przybył do mnie golutki i bez źrenicy w jednym oczku. 


         A że nasz kraj słynie z mistrzów od okulistyki, już po godzinie miał udany przeszczep ( źrenice oczu to coś w rodzaju czarnej plastikowej pinezki). 

         Wypadało go też odziać, bo mróz. Ubrałam go w to co miałam pod ręką.
         On: Nie uważasz, że głupio wyglądam w tych spodenkach ze słoniem? 


Ja: No cóż, to tylko do jutra, jutro coś wymyślimy. On: Obiecujesz? Ja: Słowo!
         Od rana maszyna poszła w ruch i Nanook dostał spodnie, eskimoską bluzę i buty z prawdziwej skóry – pozostałość po stroju innego Eskimoska. Czapka futrzana jest czarna, ale zawsze to futro.


         Nanook bardzo ucieszył się z nowego stroju. On: Teraz wyglądam jak należy. Z wdzięczności zapraszam Cię na małą wycieczkę do krainy wiecznych lodów. Poznasz moich przyjaciół.
         Wsiedliśmy więc w helikopter i polecieliśmy nad kanadyjską tundrę, na brzeg Zatoki Hudsona. Niektóre zdjęcia robione są jak się domyślicie z helikoptera.
         Oto Nanook i jego wierny pies Tuwawi (to znaczy Szybki).


         A to przyjaciółka Atka (duch opiekuńczy), mała foka uratowana z rybackich sieci.

         Teraz poznajcie Górę Lodową – Iluliq . To biały niedźwiedź , przyjaciel i totem Nanooka.

         Siostrę Nukkę mieliście już okazję kiedyś spotkać. 


         W tundrze rosną karłowate drzewka.

         Jak dobrze mieć wielu przyjaciół.

         Ulubiona zabawą jest robienie orła na śniegu.

         Jeszcze kilka fotek i wracamy do domu, mróz daje o sobie znać.
           Do widzenia!

PS. Maskotki z przepastnych zasobów mojej córki.

wtorek, 21 stycznia 2014

CIENKI LÓD





         Zimę mamy od kilku dni. A ja mam ferie zimowe. I jak zwykle, dla mnie jest to czas – chorowania. Siedziałabym sobie w domku, cichutko (oprócz kota – niezbyt rozmowne stworzenie, nie ma nikogo), cieplutko, ptaki za oknem buszują wśród rozsypanej karmy. Nic tylko owinąć się w kocyk i zdrowieć. Ale nie, nic z tego. Pewna niebieskooka pannica bez zbędnych wstępów informuje.
Ona: Wiesz jest już lód! Ja: Czyżby? Ona: Mówię ci, że jest!
Ja: No może, ale jeszcze bardzo cienki. Ona: No przecież nie wybieram się na jezioro, to niebezpieczne. Ja: No widzisz! Ona: Co mam widzieć? Ja: No cienki i niebezpieczny.
Ona: To zrób mi lodowisko koło domu!  Ja: No a skąd weźmiesz łyżwy? Ona: No przecież mi zrobisz! Ja: Ja? Ona: No a kto? Przecież wiesz, że muszę mieć łyżwy i lodowisko, bo ja jestem Sonja! Ja: Ja ci dałam takie imię? Nie przypominam sobie. Ona: No właśnie, tak długo się zastanawiałaś, że sama je sobie wybrałam! Ja chcę być jak Sonja Henie! W tym roku jest zimowa Olimpiada!.
         Dalsza dyskusja była bezcelowa. Sonja, to 35 cm porcelanka, siostra Nikoli. Obydwie dostałam od mojej dawnej uczennicy Patrycji. Ma niebieskie oczka i orzechowe włosy. (Dyskusja na temat, że Sonja H. była blondynką była bezowocna). Ma też ładną niebieską sukieneczkę. Odkąd dostała jeszcze zimową czapeczką, coś ją ciągnęło na śnieg i lód.
         Cóż było począć. Na pierwszy ogień poszły łyżwy. Rozbiłam je z powleczonego folią aluminiową kartonika. 


         Następnie Magikiem przykleiłam do butków. Próbowałam to zrobić klejem na gorąco, ale nie chciał trzymać, czemu?


         Teraz trochę suchej zaprawy, wszak panna dotąd nie jeździła na łyżwach. 

Musieliśmy w tym celu pożyczyć większy stojak. 


         A teraz lodowisko. Skąd ja jej wezmę lodowisko? A po za tym, ani myślę wychodzić do ogrodu. Rozwiązanie się znalazło. Stare lustro położone w śniegu na tarasie. 


       Teraz musiałam się ciepło ubrać i idziemy na łyżwy. 

         Ja: Zaznaczam, że tylko na chwilkę. Ona: Ja muszę trenować!


         Ja: Tylko kilka zdjęć i wracam do pokoju! Ona: Jak sobie chcesz, ja zostaję!


         Wieczór

         Ja: Masz już dość? Ona: Jeszcze trochę! Ja: Robi się ciemno! Ona: Ale jutro znów tu przyjdę!
         Aż trudno uwierzyć, ale ma chyba talent. 

         A czy wiecie, że Sonja Henie (wielka norweska łyżwiarka, 10krotna mistrzyni świata i 3krotna mistrzyni olimpijska) miała swoją lalkę? 
 
Zdjęcie z aukcji internetowej , lalka Mme Alexander 1939
        W latach 30tych produkowała ją firma Madame Alexander. Dziś lalki w dobrym stanie i oryginalnych strojach osiągają ceny ponad tysiąca dolarów.