Obserwatorzy

niedziela, 22 września 2013

Z LITOŚCI





         Giełdowe kartony, wypełnione po brzegi brudnymi rupieciami. Obtłuczone talerze walczą o lepsze z wyszczerbioną lampką nocną, albo popsutym zegarem. Brudne, lepiące się wprost od brudu szpargały, a wśród nich czasem błyśnie perła. 


         I jest. Marin Chiclana. Nawet czyściutka, tylko – łysa!  Szkoda, że nie ma włosów – mówię. - Bo po chemioterapii – odpowiada „dowcipnie” właściciel gratów.  


 Odkładam lalkę, a właściciel kontynuuje – Weź pani, chociaż z litości. Z litości? – mówię i wygrzebuję jeszcze jedno, brudne tym razem, nieszczęście. Dobrze, wezmę te dwie po złotówce, zgoda? Facet wyraża aprobatę i lalki lądują w mojej torbie.


         Marin Chiclana
Znane na całym świecie lalki Marin Chiclana wzięły swoją nazwę od twórcy - José Marín Verdugo (1903/84), oraz nazwy miejscowości Chiclana de la Frontera, w hiszpańskiej Andaluzji. Fabryka istnieje od 1928 r., dziś prowadzi ją córka twórcy – Ana Marin. Pierwsze lalki miały twarze wykonane z gliny, dziś wytwarza się zarówno plastikowe, jak i porcelanowe. Produkcja oparta jest o pracę rzemieślniczą na wysokim poziomie, zatrudniane są kobiety o zdolnościach artystycznych. Na początku lalki były przedstawiane w andaluzyjskich strojach do flamenco, później zaczęto też wykonywać stroje z różnych regionów Hiszpanii i stroje historyczne. Wszystkie lalki Marin Chiclana  mają piękne uśmiechnięte twarze, spojrzenie skierowane w bok i bardzo małe, ale
niezwykle szczegółowe i skomplikowane akcesoria, w tym biżuteria, gitary, kastaniety, tradycyjny grzebienie (peinetas) i wspaniałe koronkowe mantyle. Męscy tancerze i matadorzy mają jeszcze najwięcej szczegółów od swoich żeńskich odpowiedników.
Od 1997 r. przy fabryce istnieje muzeum, gromadzące egzemplarze , jak i prototypy, i formy do ich wytwarzania. Firma zdobyła wiele nagród i medali za swoje lalki. W tym na Światowej Wystawie Lalek w Krakowie.


         Lalka dostała na imię Carmen i wstążeczkową, czarną perukę. Strój pochodzi prawdopodobnie z Wysp Kanaryjskich.

         Druga laleczka przedstawiała Czerwonego Kapturka. Niestety stroju nie dało się uratować. 


         Kiedy ją rozebrałam na pleckach zobaczyłam trójkąt z napisem ARI i numer 3388. Dopiero teraz skojarzyłam charakterystyczne czerwone buciki i białe skarpetki.  To moja pierwsza ARI.  Niestety prawa rączka jest przedziurawiona, bo tkwił w niej bukiecik kwiatów. Buzia też jest odbarwiona. Dostała sukienkę od Simby i nowe imię Ada.


         Zastanawiałam się czy Ditta  nie jest od ARI, ale nie ma sygnatur i buzie się różnią.






19 komentarzy:

  1. Maluch od Ari fajniutki. Hiszpanka świetna - piękne są te lalki: bogate w szczegóły i wykonane starannie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że ciuszki w stanie rozpadowym, zachowałam je, może kiedyś w przypływie entuzjazmu zrobię ich kopię. Marzę też o Hiszpance w stroju do flamenco.

      Usuń
  2. Jak zwykle podziwiam Twoje zdobycze. Carmen to perełka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to nie ostatnia. Pooglądałam sobie trochę zdjęć i wishlista się wydłużyła o kolejne Chiclany, zamarzyła mi się porcelanowa.

      Usuń
  3. Witam! Ciesze się że uratowałas tej lalki Marin Chiclana i ma włosy na ostatni zdjęc. Bardzo ładne są te laleczki z Hiszpani. Super że opisałas troch historie o firmie też. Pozdrawiam i dziękuje za Twój komentaż również.
    - Margaret (Gosia)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Gosiu. Podziwiam Twoje zbiory polskich lalek, to nie jest wcale łatwo je zdobywać u nas, a co dopiero w Kanadzie.

      Usuń
  4. Kolekcja lalek regionalnych rośnie,muszę w końcu pokazać moją dopiero kiełkuje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Carmen świetnie wygląda z nową peruką. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że włosy ze wstążki nie dają się czesać.

      Usuń
  6. Łysa była trochę creepy, ale fajna. ^^ Na Halloween jak znalazł. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Z litości czy nie, grunt, że upolowane ;) Wstążkowa czupryna sprawdziła się idealnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak wstążka to ratunek dla małych łysoli. Szkoda, ze nie nadaje się do rerootu.

      Usuń
  8. Kolejne fajne zdobycze :) Gratuluję Chiclany... całkiem fajnie wygląda w tych czarnych włoskach... Oczywiście życzę Ci następnej :)
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, chętnie przygarnę następną, jak mi tylko w łapki wpadnie.

      Usuń
  9. Wspaniałe giełdowe zdobycze! Carmen jest urocza, a mała ma fryzurę "na Krystynę Loskę" :)

    OdpowiedzUsuń