Dzisiaj następna dawka wspomnień. Lalki z PRLu. Laleczki,
aż 21, dostałam od koleżanki z pracy, Ani. Większość z nich należała do niej lub
jej siostry. Przez wiele lat przeleżały w
worku na strychu. Podobno Iwonka pochodzi z Częstochowskich Zakładów Zabawkarskich, a w trójkącie powinny znajdować się literki C Z.
IWONKA.
Celuloidowa
laleczka lata 50-60te. 19 cm
wysokości . Celuloid pokryty cielistą farbą, pomalowane włosy i szczegóły
twarzy. Rączki i nóżki ruchome, na gumkach, głowa sztywna razem z korpusem. Lalka może samodzielnie
stać. Iwonka ma sygnaturę Na plecach trójkąt wierzchołkiem do góry, chyba pusty
w środku, albo farba zakryła litery. Już się ucieszyłam, że Kalisz, ale tak
trójkąt jest wierzchołkiem w dół. Iwonka należała do ciotki Ani, a ponieważ nie
była modna, szybko została zapomniana. To ją uratowało, jest w bardzo dobrym
stanie.
ISIA .
To 22 centymetrowa, PRLowska, plastikowa laleczka. Najpierw
musiała dostać nową gumkę, bo rączki odpadły. Potem pranie oryginalnych
zielonych ciuszków, ozdobionych różową koronką, a do czepeczka żółta wstążka –
i jak tu nie podziwiać gustu projektantki mody z epoki? Mycie laleczki łącznie
z włosami. Prasowanie i ubieranie w ten niesamowity strój. Acha, jeszcze
usteczka trzeba było pomalować bo farba zeszła.
To jest RENIA.
Jest z
miękkiego plastiku (celuloidu?) i ma gumową główkę. Zamykane oczy. Włosy blond,
rzadkie, ale ma ładne loczki nad czołem. Ma ładną sukienkę z dobrego materiału,
skarpetki i plastikowe buciki. Nie ma żadnych
sygnatur. Wygląda na lata 80te. Sukienka została zastąpiona delikatniejszą, z dzianiny.
IRCIA
po zabiegu. Straszny
kołtun z trudem zamieniłam na koczek. Reszta tej laleczki była w bardzo dobrym stanie,
wystarczyło umyć buźkę z jakiegoś różu. Ircia nie ma żadnej sygnatury, ani
metki (czyżby chińska?). Korpus z lichego, śliskiego materiału, tak jak
sukienka. Buzia, rączki i nóżki winylowe. Zamykane oczka, plastikowe. Ircia nie
została w mojej kolekcji, poszła do dzieci.
WANDZIA.
Tak wyglądał Podziomek, a
właściwie jego części. Wszystko trzymało się na ubranku. To późniejsza wersja
laleczek z kiosku RUCHu. Postanowiłam przywrócić lalce pierwotna postać. Zmyłam
klej mocujący brodę, uszyłam ciuszek ze wstążki fioletowej i kawałka plisowanej
różowej. Moja Wandzia to laleczka SP MIŚ Siedlce.
Tę
laleczkę nazwałam JAŚ. Jak wiecie nie
zawsze znajduje się to, czego się szuka. Najczęściej znajdujemy coś zupełnie
innego. I tak było dziś. Wybrałam się z wnuczką do pralni, aby znaleźć żółte
kalosze. I jak zwykle, kamień w wodę. A po ostatniej ulewie, kalosze Agacie
bardzo by się przydały. Zamiast kaloszy znalazłyśmy karton z zapomnianymi zabawkami,
a w nim starą lalkę mojej córki. Ciekawe są zwłaszcza oczka – takie plastikowe
pinezki.
Piękny zestaw lalek. I ciekawy, bo niby z moich czasów, a znałam tylko Wandzię - u mnie była chłopakiem - ojcem rodziny. Szyłam mu spodnie i doklejałam wąsy z plasteliny :)
OdpowiedzUsuńPatrz, a ja zrobiłam całkiem odwrotnie, bo pamiętałam te laleczki jako dziewczynki.
UsuńPewnie były dziewczynkami, ale cierpiałam na brak samców w mojej lalkowej rodzinie. Ta laleczka była najwyższa, poza tym miała krótkie włosy, więc musiała pełnić obowiązki głowy rodziny ;)
Usuńjasia i isię pamiętam z dzieciństwa:) juz nie mogę doczekac się kolejnych zdjec. Lilavati
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe laleczki. :P
OdpowiedzUsuńPiękna szczególnie ta pierwsza to prawdziwy rarytas to chyba celuloid z kaliskiej fabryki lalek ? sądząc po sygnaturze.
OdpowiedzUsuń